Jadąc pierwszy raz tutaj myślałem ot kolejna baza wypadowa do moich wędrówek. Samotny domek stojący w leśnych ostępach górskich obok strumyka. Domek ten sporadycznie, sporadycznie używany przez właściciela stał zarośnięty chwastami od furtki po wejściu aż do samego domu. Kosy poszły w ruch, później kosiarka, sekator i oto po tygodniu wszystko nabrało wyraźnego kształtu. Widać iż kiedyś tętniło to miejsce życiem opuszczona pasieka bez uwijających się pszczół, sieczkarnia i inne przedmioty codziennego użytku bez których nie sposób żyć tu na stałe, stały bezczynnie.
Zostając tu sam nie miałem pojęcia że będę mieszkał w tak zacnym towarzystwie. Wchodząc pewnego dnia do izby poczułem wzrok wlepiony w siebie. Szybko stwierdziłem że to popielica, przemiłe ruchliwe stworzenie zamieszkało na szafie w starym słomianym kapeluszu. Idąc tym tropem przypomniałem sobie że w jednym pokoiku był większy kosz zawieszony przy suficie postanowiłem to sprawdzić. Ostrożnie wszedłem do pokoju po chwili gdy zbliżyłem się do kosza wysypały się z niego popielice 6 sztuk zgrabnie chodziło po suficie i ścianach przyglądają się nowemu mieszkańcowi. Udało mi się nawet pogłaskać jedną po puszystym ogonie ! Czyszcząc później stare budki lęgowe wokół domu w jednej również była popielica.
Ponadto w nocy kuny i łasice opanowały strych. W przydomowej stodole lisy miały norę z młodymi. Niecodziennie można mieć za sąsiada lisa i choć zapach był intensywny nie przeszkadzało mi to wcale. Na skalniaku porośniętym poziomkami w słoneczny dzień wygrzewają się żmije zygzakowate i zaskrońce. Pod kamieniami wokoło domu są ogromne padalce. Dzięcioł zielony ma swoją dziuple w przydomowym drzewie.
Różnorodność ptactwa zadziwia a sarny podchodzą pod sam dom by posilić się soczystą trawą. Dodam że od czasu do czasu przelatują czarne bociany a salamandry chodzą po ogródku.
I tak oto znalazłem swoje eldorado. Cóż więcej przyrodnikowi trzeba ? – chyba tylko czasu